Prof. Bolesław Konorski był rektorem Politechniki Łódzkiej w latach 1952-53.
W lipcu i sierpniu [1945 r.] prowadziłem rozmowy z prof. Stefanowskim i Achmatowiczem. Wiedziałem, jak wielka jest ich robota.
Stan Biblioteki był zerowy. Codziennie nadchodziły wory z książkami. Nosiliśmy je razem: dwie urzędniczki – pani Stolle i pani Przedpełska i ja. Żadnych zapisów i buchalterii nie było, więc wprowadziłem rejestrację książek i zapoczątkowałem katalogowanie. Wprowadzono w ograniczonym czasie wypożyczenie książek. Do książek walili się studenci. Inni niż dawniej. Studenci nam nawet pomagali, niczego nie zniszczył ani deszcz, ani nieporządek.
Od marca 1945 r. pracowałem w Ministerstwie Przemysłu, Departament Energetyki, jako kierownik Wydziału Ekonomicznego. Co przyciągnęło mnie na PŁ? Pasja nauki i pasja wdrażania moich własnych wizji na rzeczywistość. Nigdy nie przygotowuję się do wykładu i traktuję każdy wykład jak improwizację na określony temat. W ten sposób wykład nie zasklepia się w sztywnych formach i przybiera charakter świeżości. W ten sposób nasila się również zainteresowanie audytorium, które łatwo przyjmuje pasję wykładowcy. Słuchacza można i trzeba pobudzać do myślenia.
W końcu października 1945 r. profesor Stefanowski z profesorem Achamtowiczem zlecili mi prowadzenie wszystkich spraw gospodarczych.
Miejscem powstawania anegdot mogłyby być tylko stołówki, w których trzy razy dziennie spotykali się konsumenci. Nastrój tam był swobodny, nieprzytłoczony ciężkimi kłopotami związanymi z pracą.